święty (własny spokój), po przeciwnej stronie dobro dziecka
W dobie wprowadzania nowych obostrzeń wobec rodziców, którzy nie chcą szczepić dzieci, nieostrożnym było by pisać wprost o własnych doświadczeniach.
Zacznę może tak...
... dostałem taki tekst.
"
Jestem rodzicem, dziecko ma prawie 16 lat, nie jestem szczepionkowcem, antyszczepionkowcem,
z nikim nie walczę, nikomu nie przeszkadzam by własne decyzje wobec własnych dzieci podejmował.
Posłużę się tym:
Jak już wyżej wspomniałem, nie należę do żadnych grup za czy przeciw.Ile razy w roku dziecko może złapać przeziębienie?
Wielu rodziców ma wrażenie, że ich dziecko ciągle choruje. Dotyczy to przede wszystkim dzieci żłobkowych i przedszkolnych. Jest to całkiem normalne zjawisko, dziecko styka się z nowymi drobnoustrojami i może chorować nawet 8-10 razy w roku...
... w przypadku wystąpienia objawów alarmujących (wystarczy jeden taki objaw) zdecydowanie warto udać się na konsultację do lekarza, który po przeprowadzeniu wywiadu zdecyduje o dalszych krokach diagnostycznych.
Statystyki lekarskie i nieodpowiednie postępowanie rodziców zaprzeczają tej tezie. Uczniowie w młodszym wieku szkolnym chorują; nie tak często jak ich młodsi koledzy, ale jednak 2 do nawet 5–6 zachorowań w ciągu roku – to dość sporo. Co zatem dzieje się z ich odpornością, że ulegają ciągłym infekcjom i tym samym opuszczają zajęcia szkolne?
Dziecko moje było dwa razy szczepione, w szpitalu i do pierwszego roku w przychodni, nawet nie pamiętam już na co.
Drugi raz miało być szczepione tymi szczepionkami wszystko w jednym.
W tłumaczeniu, że tak należy, skupiono się w zasadzie na jednym, dziecko będzie narażone na "igłę" tylko raz.
A który rodzic nie chciałby ulżyć własnemu dziecku "bólu i cierpienia"?
Grzecznie odmówiłem.
Po tym pierwszym i drugim szczepieniu, do pierwszego roku życia, dziecko "odchorowywało", tak myślę, że to owe szczepienia.
Kolejne szczepienie było odkładane... przez lekarza
(prywatnie sądzę, że dobrze trafiłem na lokalny przychodniany ruch antyszczepionkowy, który oficjalnie nie mógł mi powiedzieć, robił jednak co mógł, bym "być może zrozumiał").
Na to kolejne z kalendarza szczepienie, udawałem się kilka razy, za każdym razem, lekarz znalazł powód, by to szczepienie odłożyć.
Dziś sądzę, że trafił na durnia, na mnie, który załapać nie mógł, co ktoś chce mu przekazać.
Można to określić tak, ja i zdrowe dziecko, a na przeciw lekarz, który "nie chce szczepić".
Nastał spokój. Dokąd dziecko "należało" do tejże przychodni, pies z kulawą nogą mnie (jako rodzica) nie nękał.
Ale mnie znajoma podkusiła, by zmienić przychodnię. Zaczęła się jazda.
W tej drugiej przychodni, była lekarka (wiadomego z wyglądu, nazwiska rodowodu),
raz tam byłem, z powodu kilku krostek, które pojawiły się na nodze u dziecka,
ta niestety za nic nie chciała słuchać o krostkach, za to lżyła mnie, jako rodzica, za brak szczepień.
Dosłownie czepiła się jak rzep psiego ogona, jakby Niemiec okupujący Polskę znalazł Żyda.
Spokojnie, bez nerwów, powiedziałem że chętnie porozmawiam o sczepieniu dziecka,
wpierw jednak, poprosiłem o wyjaśnienie, czego dziecko (a i ja, jako za nie odpowiedzialny) możemy się spodziewać po szczepieniu.
Ja i dziecko zapomnieliśmy o niej, ta za punkt honoru obrała sobie jego wyszczepienie.
Po 10 latach wypisuje (jako przychodnia) groźne smsy, robiąc ze mnie przestępcę.
Wedle kalendarza, dziecku zostało jedno szczepienie w wieku 19 lat.
A dziecko, wkrótce pełnoletnie, nie wiem jak sobie z tym poradzi ów kalendarz!
Co u dziecka?
Ano nigdy (prawie) nie chorowało, nie miało (prawie) gorączki, nigdy nie było u lekarza (od pewnego momentu), bo i w jakim celu, skoro nie chorowało.
Nigdy nie zażywało antybiotyku, ani jakiegoś innego specyfiku.
Dlaczego prawie?
W czasach kowida, obaj mieliśmy gorączkę, ja ze trzy dni przeleżałem, dziecku przeszło po dwóch.
Prócz tego raz mieliśmy coś z żołądkiem, ale winę za ten stan ponoszą (wedle mnie), nabyte jaja, z jaj zrobiona jajecznica.
Inne dzieci w tym czasie kilka razy w roku chorowały, były nieobecne w przedszkolu i szkole.
Moje dziecko nie chorując, frekwencję miało 100 procentową (chyba, że kombinowaliśmy wspólnie jakiś wypad).
Nie wiem czy ten okaz zdrowia można łączyć z brakiem szczepień, fakt jest jednak faktem.
Mógłbym dodać, że wówczas, miałem cechę, by z grubsza żyć w zgodzie i mieć święty spokój.
W zgodzie z "kalendarzem szczepień".
Pewnym dyskomfortem było to, że na szali wobec świętego (własnego spokoju), po przeciwnej stronie było dobro mego dziecka.
W tle przewijała się znajoma, była pielęgniarką, pracując w szpitalu, obok pracy dorabiała dla pewnego koncernu, dorabiała szczepiąc chore dzieci (już nie pamiętam na co), za co była sowicie wynagradzana, za prowadzenie tak zwanego "programu szczepień (po cichu)". Nie podejrzewam, aby była świadoma procederu, sadzę nawet, że gościło w jej głowie dobro tych dzieci. Ja się tylko zastanawiam dlaczego ten proceder odbywał się z boku, poza oficjalną ścieżką.
"
Taki tekst dostałem, pomyślałem, że opublikuje.
---
@dżon
ZGŁOŚ NADUŻYCIE