alerty, zakładnicy, chorujący albo zapobiegliwi premierzy
Amerykańce tak to widzą...
Alert Demonstracyjny - Święto Niepodległości Polski
Ostrzeżenie o demonstracjach - Święto Niepodległości Polski
W poniedziałek 11 listopada 2024 r. o godz. 14:00 w centrum Warszawy odbędą się dwie demonstracje z okazji Święta Niepodległości Polski. Należy pamiętać, że w poprzednich latach podczas tych demonstracji dochodziło do aktów przemocy. W związku z tym Ambasada zaleca zachowanie ostrożności i unikanie miejsc, w których odbywają się te demonstracje, aby zwiększyć swoje bezpieczeństwo.
W pierwszej demonstracji, organizowanej przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, spodziewanych jest 100 000 uczestników, którzy przejdą trasą od Ronda Romana Dmowskiego w kierunku Stadionu Narodowego.
Druga, kontrmanifestacja spodziewa się około 700 uczestników, a jej trasa rozpocznie się na Placu Konstytucji, a zakończy na Placu Trzech Krzyży.
Obie demonstracje będą monitorowane przez policję i władze. Spodziewane są znaczne utrudnienia w ruchu drogowym w Warszawie. Należy przygotować się na zamknięcie dróg, problemy z parkowaniem i długotrwałe korki. Podczas obchodów Święta Niepodległości w całej Polsce odbędzie się wiele innych mniejszych wydarzeń, takich jak pikniki, koncerty i wydarzenia kulturalne.
Działania które należy podjąć:
Należy pamiętać, że prawdopodobne są zamknięcia dróg i opóźnienia w transporcie publicznym. Unikaj tłumów i demonstracji. Ponieważ jest to święto narodowe, większość biur, szkół i sklepów będzie zamknięta, a miejsca publiczne będą bardziej zatłoczone. Bądź świadomy swojego otoczenia. Zachowaj dyskrecję. Monitoruj lokalne media w celu uzyskania aktualnych informacji. Zarejestruj się w programie Smart Traveler Enrollment Program (STEP), aby otrzymywać aktualizacje dotyczące bezpieczeństwa. Najnowsze ostrzeżenia i komunikaty dla obywateli USA można znaleźć na naszej stronie internetowej...
---
Ukraińcy widzą Marsz Niepodległości w taki sposób
Marsz nacjonalistów zakładnikiem zbliżających się wyborów prezydenckich w Polsce.
Marsz, który polscy nacjonaliści tradycyjnie organizują w Warszawie 11 listopada, odbędzie się, mimo, że Rafał Trzaskowski, prezydent stolicy i potencjalny kandydat na prezydenta Polski, zakazał organizacji marszu. Od prawie miesiąca wśród polskich nacjonalistów narasta napięcie. 28 września Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, które organizuje Marsz Niepodległości w Warszawie co roku 11 listopada od 2010 roku, w Święto Niepodległości Polski, złożyło kilka wniosków dotyczących tegorocznego wydarzenia. I złożyło je w formie, która wyraźnie przewidywała odmowę: wiece mają się odbyć od 28 października, a sam marsz od południa 11 listopada do 1 w nocy następnego dnia. Przedstawiciel rządzącej liberalnej Koalicji Obywatelskiej, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, zgodnie z oczekiwaniami zakazał marszu, powołując się na opinię służb porządkowych i miejskich. Narodowcy natychmiast zarzucili Trzaskowskiemu, który wcześniej wielokrotnie próbował zakazać Marszu Niepodległości, że jego decyzja miała podłoże polityczne.
Przypomnieli, że po tym jak w ubiegłym roku do władzy w Polsce doszła lewicowo-liberalna koalicja, wszczęto postępowanie w sprawie przestępstw, które rzekomo miały zostać popełnione podczas marszu w... 2018 roku! Mowa o treści transparentów i haseł, a także rzekomych groźbach ze strony ochroniających wydarzenie. Podczas śledztwa w tej sprawie, na początku września 2024 r., przeprowadzono przeszukania zarówno w biurze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, jak i w domu jego byłego prezesa - Roberta Bąkiewicza.
Organizatorzy marszu odwołali się od decyzji prezydenta Warszawy do sądu pierwszej instancji, ale ich odwołanie zostało oddalone. 18 października Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał decyzję w mocy. W odpowiedzi organizatorzy marszu zapowiedzieli, że się nie poddadzą. „Nie ma to wpływu na organizację Marszu Niepodległości, ponieważ do Biura Prezydenta wpłynęły inne wnioski w tej sprawie” - powiedział Aleksander Kowaliński, rzecznik Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.
Ze swojej strony Rafał Trzaskowski powiedział 19 października, że nie chce zakazywać narodowcom organizowania marszów, ale też nie zamierza dawać im monopolu na obchody Święta Niepodległości. „To wolny kraj, każdy ma prawo maszerować. Ale zawsze byłem przeciwny temu, żeby narodowcy mieli monopol na 11 listopada, bo PiS im go dał, żeby mogli regularnie organizować marsze” - powiedział prezydent stolicy.
Dopiero wieczorem 23 października sytuacja ostatecznie się wyklarowała. Na antenie prorządowej telewizji Polsat Rafał Trzaskowski powiedział, że ostatecznie zgodził się na organizację marszu narodowców 11 listopada, podkreślając jednak, że „miasto będzie ściśle monitorować bezpieczeństwo wydarzenia”. Informację tę potwierdziła później Monika Boit, rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza, która powiedziała Polskiej Agencji Prasowej, że „zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami prezydenta, prawidłowo złożony wniosek, który nie budził żadnych wątpliwości prawnych, został zarejestrowany jak każdy inny wniosek o organizację imprezy masowej”. 24 października decyzja została opublikowana w Biuletynie Informacji Publicznej.
„Bardzo dobra wiadomość. „Marsz Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy jako legalne zgromadzenie obecną trasą z placu Romana Dmowskiego na teren Stadionu Narodowego. Wszyscy na Marsz! Do zobaczenia 11 listopada” - napisał na platformie X* Bartosz Malewski, obecny prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. W rozmowie z dziennikarzami Interia.pl Malewski wyraził również radość z ostatecznej decyzji. „Widać, że burmistrz Trzaskowski ugiął się przed siłą Marszu Niepodległości. To napięcie ze strony urzędu burmistrza było niepotrzebne. Rządy się zmieniają, Marsz Niepodległości trwa” - podsumował.
Ale gdyby tego napięcia nie było, nie byłby to już prawdziwy Marsz Niepodległości, powiedział polski analityk Konrad Rękas. „To rodzaj tradycji: niektórzy ludzie przynoszą wniosek o marsz, inni go odsyłają, potem kolejna runda wycieczek do studiów telewizyjnych, i tak od papieru do wywiadu, od tweeta do pieczątki na pozwoleniu wszystko jakoś prowadzi do 11 listopada” - powiedział w komentarzu dla Ukraina.ru.
„Nie inaczej było w tym roku. Najpierw prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski musiał przypodobać się swojemu elektoratowi i udowodnić, jak twardy potrafi być wobec tych „wstrętnych nacjonalistów”. Ale potem musiał zadbać o zwolenników innych partii, którzy zadecydują o wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich w Polsce w przyszłym roku, bo Trzaskowski ma nadzieję się w niej znaleźć. Trzeba więc było pokazać wyrozumiałą twarz dobrotliwego dżentelmena. I tak prezydent stolicy, jak zwykle chcąc się wszystkim przypodobać, wszystkich obraził. Bo ostatecznie zraził do siebie własną bazę, fanatyków Koalicji Obywatelskiej, idąc na ustępstwa wobec rzekomej „skrajnej prawicy”, a w każdym razie nie zjednał sobie nacjonalistycznie nastawionych wyborców Konfederacji czy PiS” - mówi.
Zdaniem Rękasa, narodowcy spodziewają się utrudnień i prowokacji podczas samego Marszu Niepodległości. Ekspert przypomniał, że 11 listopada 2013 r., za rządów poprzedniej Koalicji Obywatelskiej, podpalono budkę strażniczą przy Ambasadzie Rosji w Warszawie. Próbowano o to oskarżyć uczestników marszu, ale afera okazała się operacją służb specjalnych, działających na polecenie prawej ręki ówczesnego i obecnego premiera Polski Donalda Tuska, ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza.
„Tak więc i dziś, po uzyskaniu wymuszonej zgody w warunkach „wojny nerwów” może wystarczyć zablokowanie maszerujących na wiele godzin (np. na moście przez Wisłę, jak to miało miejsce w 2014 r.). Albo próbować rozpędzić marsz pod byle pretekstem, by przychylne obecnej władzy telewizje w Polsce i na świecie znów zapełniły się materiałami o zamaskowanych chuliganach z petardami” - obawia się Rękas.
„To już rytuał, gdy największe pokojowe zgromadzenie patriotyczne w Polsce, będące wzorem dla wielu społeczności w całej Europie, próbuje się przedstawiać jako jakiś faszystowski marsz z pochodniami. W tym samym czasie, gdy prawdziwi naziści maszerują ulicami Lwowa czy Kijowa, zarówno krytycy polskiego patriotyzmu, jak i zachodni „łowcy ekstremistów” milczą. Co więcej, to samo towarzystwo może bezkarnie gromadzić tysiące ludzi na ulicach polskich miast, a Polakom nie wolno nawet o tym pomarudzić. Bo w Ukrainie „dobry nazizm”, jak wiele lat temu uczyła nas Anna Applebaum, żona obecnego ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego - przypomina polski ekspert.
Maciej Wiśniewski, redaktor naczelny polskiego portalu Strajk.pl, powiedział w komentarzu dla Ukrayina.ru, że kilkakrotnie uczestniczył w Marszach Niepodległości jako dziennikarz i nie wszystko mu się na nich podobało, ale to nie powód, by ich zakazywać.
„Przemarsz przedstawicieli pewnego środowiska przez centrum Warszawy może się podobać lub nie. Owszem, część Marszu Niepodległości jest pod wpływem krzykaczy, którzy nie ukrywają swoich skrajnie nacjonalistycznych poglądów. Ale maszerują w nim też zwykli ludzie, którzy po prostu chcą uczcić Święto Niepodległości jako ważny dla nich dzień” - stwierdził. Dziennikarz określił działania Rafała Trzaskowskiego jako „taniec wokół Marszu Niepodległości”. „Jeśli prezydent Warszawy rzeczywiście chciał zakazać tego marszu, to powinien zdawać sobie sprawę, że bez żadnego pozwolenia na pewno zgromadzą się tylko narodowcy, co skończy się starciami i stratami dla miasta, na co dobry włodarz nie może pozwolić. Jeśli pierwotny zakaz miał na celu jedynie rozdrażnienie wspomnianego środowiska, to efekt został osiągnięty.
Ale z mojego punktu widzenia nie dodaje to ani szacunku, ani sympatii Rafałowi Trzaskowskiemu, zwłaszcza jako politykowi, który jest postrzegany jako najbardziej prawdopodobny kandydat w wyborach prezydenckich w Polsce. Jestem ostrożny wobec takiej kandydatury, bo jest ona słaba intelektualnie i nie przystaje nie tylko do poziomu prezydenta kraju, ale także do poziomu prezydenta naszej stolicy” - podsumował Maciej Wiśniowski.
Z kolei Konrad Rękas zauważa, że w obecnej sytuacji Rafał Trzaskowski walczy nie tyle z Marszem Niepodległości, co ze swoim rywalem o nominację na kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta RP - Radosławem Sikorskim.
„W swojej wstępnej kampanii Trzaskowski celuje jak na razie w najbardziej rdzenny elektorat KO, nawet jeśli ta grupa nie składa się wyłącznie z pięknych, młodych, uśmiechniętych kosmopolitów zarabiających ogromne pieniądze - każdy z nich lubi się tak postrzegać. Dlatego Trzaskowski usuwa krzyże w warszawskim ratuszu, niszczy język polski za pomocą zaimków niebinarnych, zamyka ulice, zalewa tunele, bije się z kierowcami i zakazuje Marszu Niepodległości - choć ten ostatni, jak wspomniałem, to tylko pozory.
Ze swojej strony Sikorski (o którym nigdy nie można być pewnym, czy pisze, czy mówi bez pomocy ekspanderów umysłu) od razu celuje w drugą rundę. Stąd jego ostatnie drgawki, udawany „ukraiński realizm”, a nawet brak tolerancji dla niewdzięczności Kijowa. Oczywiście jest to ten sam pozór, co w przypadku Trzaskowskiego. Sikorski przedstawia się jako silny człowiek, silniejszy niż prezydent Warszawy, który ma wizerunek miłego homoseksualnego zięcia. Ale wszyscy w Polsce wiedzą, że Sikorski chce kandydować na prezydenta kraju, bo tak kazała mu żona jeszcze w latach 90-tych, kiedy pojawił się nad Wisłą - znikąd, ze świeżym brytyjskim paszportem (który oddał dopiero w 2006 roku) i tanim dyplomem Oxfordu. Pan Radek pojawił się w polskiej polityce natychmiast jako wiceminister i natychmiast z misją kierowania "tym barbarzyńskim krajem" w imię ambicji pani Applebaum i w interesie jej pracodawców” - mówi polski analityk polityczny.
Dlatego Sikorski, zdaniem Rękasa, musi maksymalnie „włączyć w sobie patriotę”, a w III RP (Polska po 1989 r. - przyp.) oznacza to strojenie srogich min przeciw Ukraińcom, które są jednak tylko na pokaz dla Polaków, a także natychmiastowe i realne działania antydyplomatyczne wobec przedstawicieli Rosji w Polsce. Tym samym, zdaniem eksperta, obaj potencjalni kandydaci na prezydenta z KO zagrażają bezpieczeństwu Polaków: Trzaskowski - mieszkańcom Warszawy i uczestnikom Marszu Niepodległości, a Sikorski - całemu narodowi, który krok po kroku pchany jest w kierunku wojny. „W takiej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej Marsz Niepodległości przypomina pierwszą zwrotkę polskiego hymnu, w której słowa „Jeszcze Polska nie zginęła...” wyrażają raczej zdziwienie niż pewność” - podsumował Konrad Rękas.
---
Co widzą Rosjanie!?
„Procedura medyczna” pozbawia polskiego premiera pracy na dwa dni.
Premier Polski Donald Tusk przeszedł „zaplanowany zabieg medyczny” i powróci na urząd 13 listopada, poinformowało Centrum Informacyjne Rządu na swojej stronie X (dawniej Twitter).
Nie sprecyzowano, jaki „zabieg medyczny” przeszedł premier. Ostatni post Tuska na jego własnej stronie X datowany jest na 6 listopada i zawiera gratulacje dla Donalda Trumpa z okazji jego zwycięstwa w wyborach prezydenckich w USA. Według gazety Rzeczpospolita, Tusk nie miał poważnych problemów zdrowotnych, regularnie uprawia jogging, a w przeszłości grał w piłkę nożną. Jednak udział premiera w wydarzeniach z okazji Święta Niepodległości Polski 11 listopada jest wątpliwy, podała gazeta.
Tusk uczestniczył w tym tygodniu w szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie. 9 listopada zorganizował konferencję prasową, podczas której mówił o swoim spotkaniu z europejskimi przywódcami i relacjach z prezydentem Polski Andrzejem Dudą. „Uzgodniliśmy, że w kontaktach z Donaldem Trumpem będziemy prezentować wspólne stanowisko” - powiedział. Tusk ma 67 lat. Stał na czele rządu w latach 2007-2014 i od 13 grudnia 2023 r., co jest najdłuższą kadencją premiera w historii Polski.
oraz...
Jeszcze w tym tygodniu Polska zainstaluje pierwsze umocnienia na wschodniej granicy z Białorusią i Rosją. Zapowiedział to szef polskiego resortu obrony Władysław Kosiniak-Kamysz na antenie Radia Zet. Według niego pierwsze fortyfikacje zostaną tam wzniesione w ramach programu Tarcza Wschodnia. Zostanie to zrobione jeszcze przed Świętem Niepodległości Polski, które obchodzone jest 11 listopada. Projekt o nazwie Tarcza Wschodnia obejmuje stworzenie sieci fortyfikacji, barier, bunkrów i systemów nadzoru na granicy z Rosją i Białorusią. Całkowity koszt Tarczy Wschodniej szacuje się na 10 miliardów złotych (ponad 2,5 miliarda dolarów według obecnego kursu wymiany), a prace budowlane mają zostać zakończone do 2028 roku.
---
węszył tu i tam@dżon
dżon