..a honory to należy oddawać jak sam Pan...

Pamiętam jak za młodu byłem na komisji wojskowej, niestety nie miałem taty, za którego plecami mogłem schować, ani mamy ze zbyt szeroką spódnicą, a było to na dzień przed (obowiązkowym 1 majem).

Jak się jął dowódca owej komisji rozwodzić nad tym, że jak krew oddamy to oni jakiejś kiełbasy a może czekolady nam za to dadzą i kolejny dzień to będzie dla nas wolny od pracy. Jako, że pyskaty od młodego byłem, to mu odparowałem że jak to dzień wolny, toż to pierwszy maja. Śmiech po sali poszedł. Facet się uraził do tego stopnia, że już nikt mnie nie mierzył, nie ważył, tylko za 2 tygodnie miałem się w jednostce stawić. A ja tuż przed maturą byłem. Mama zatrwożona, ale wiedziała co robić i u dyrektora szkoły z wizytą się pojawiła. Szczęśliwie się okazało, że dyrektor, całkiem fajny facet, był bliskim kumplem owego kiełbasianego darczyńcy. Jakoś się po kościach rozeszło.

Ja szukając własnej drogi, po maturze zabrałem manatki i jąłem studiować filozofię, nie dla niej samej, choć filozof to mnie od dziecka nazywali. Służbę chciałem od siebie oddalić. Niestety zbyt pilny nie byłem i jak na pierwsze wakacje wyjechałem i wróciłem nieco za późno, mnie poskreślali. „Wojo” się upomniało o swoje.

Tak trafiłem do JWxxxx. Cyferki do dziś pamiętam. Piękne czasy.

Miałem farta, bo moje zainteresowania, elektroniczne, fotograficzne, poszerzone w szkole, w gonie kolegów, tu  zaowocowały. Tuż przed moim przyjściem, samo przyjście to dopiero było, ponad 2 setki chłopa w pięknej miejscowości, żegnało się z wolnością, na rzecz ZSW, pamiętam, że nie dałem rady więcej i drzemkę sobie w knajpianym kiblu zrobiłem. Kto mnie do JW dotargał, tego nie wiem.

Pierwsze noce niepewne, choć byli tam moic kumple ze szkoły, trafiając tu rok wcześniej. A okres zahaczał o koniec stanu wojennego.

Po jakimś tygodniu spędzono nas na sale gimnastyczną i rozpoczęła się agitka poprzez film. Ktoś krzyknął capstrzyk, 2 godziny snu. I ruski film propagandowy sobie, my sobie.

Pewien sardżent, który to obsługiwał, głośno po filmie spytał, kto z żołnierzy umie obsługiwać projektor. Ja po kumplach patrzę, no niemoty, nie umieją. Wstałem i głośno się drę ja, ja. Ten popatrzył, zawołał mnie poprosił abym spakował projektor, po czym poszliśmy go odnieść. Targam projektor, aż trafiliśmy do kanciapy projektorowej. Ileż tam cudności dla mojego oka było, radia, magnetofony, aparaty fotograficzne. Pytam go czy tu jest jakaś sekcja foto, a on mnie dlaczego pytam, a ja, ze bo się na tym znam, a on czy dobrze, ja, że tak i… w ten sposób zostałem głównym fotografem, wyświetlaczem filmów, organizatorem dyskotek dla kolegów, a nieopodal był położony internat dla dziewcząt. No jakbym 6 w lotka wygrał. Przeszłość moja była, nie do końca słuszna, ale i nikogo innego nie mieli. Sardżent to załatwił. A był poważany, miał córkę, ładną, którą interesował się syn dowódcy, jakiegoś generała w jakimś sztabie głównym. Więc sardżentowi nikt tam ni podskoczył., takie czasy, aby podskakiwać córki trzeba było mieć, nie stopnie czy zasługi. Dla mnie chłonącego wiedzę, niezła lekcja stosunków międzyludzkich w PRL była. Bardzo sobie ją cenię.

Sardżent, typ Włocha, mafiozo, ciemna karnacja, ciemne okulary, lubiłem go. Był pomiędzy nami stosunek służbowy, sądzę że on mnie też. Wdrożył mnie szybko w obowiązki, aby samemu mieć spokój. Miałem niby jakiś egzamin z tajności w Łodzi zdać, ale sardżentowi było szkoda czasu, więc i ten problem załatwił. Dla mnie kolejna nauka w PRL można wszystko załatwić, jak się ma albo córkę, albo inne przymioty.

Kiedyś pamiętam, jak się mnie jakiś chorąży czepił, taki podwórkowy… wszyscy się śmiali z niego. Koniecznie chciał abym za coś, wokół placu apelowego kilka kółek dyscypliny przyswoił. Mówi do mnie żołnierzu dajcie no ten aparat fotograficzny i ganiajcie, ganiajcie. Ja mu na to, czy obywatel chorąży ma uprawnienia do noszenia aparatu na terenie jednostki? On nie. Ja to nie oddam. Wyżej wymienione lekcje nie poszły na marne. Myślę sobie taki aparat to cudo. Nie było komórek i innych nowoczesnych urządzeń, a każdy z woja zdjęcia chce mieć.

Innym znów razem, szedłem po nocy i wódę kumplom niosłem, zaprzyjaźniony taksówkarz, przywoził, ja odbierałem, za pas i na kompanię. Idę tak niepewnie od płota, aż tu nagle ów chorąży się przyplątał. Żołnierzu, podejdźcie no tutaj, on tak zawsze wołał, podchodzę nieco scykany, myślę doniósł mu ktoś czy jak. Pyta skąd wracam i dokąd idę. A prawie północ. Wóda za pasem, a ja mówię, że zdjęcia dla dowódcy jednostki robię. Faktycznie robiłem czasem, dziecko małe mu się urodziło, facet był spokojny stonowany, widać było po nim, że rozumie i okres i sytuację w jakiej się znalazł. No i? No i nic. No który chorąży odważy się taki fakt sprawdzić. Pomruczał aby na durnia nie wyjść, no nie wolno było się szwendać po capstrzyku po jednostce. Kazał iść spać bo jutro kolejny ciężki dzień.

Uffff….

Sardżent wynajmował filmy we województwie. Szybko go wyręczyłem, dzwoniło się wysyłali koleją odbierało się, wyświetlało, nadawało koleją spowrotem. I tu kolejny patent mojej produkcji na wódeczkę. No bo filmy były w metalowych pojemnikach, mieściły one ze 7 flaszek. Kiedyś sobie umyśliłem Ze wezmę ze dwa arkusze szarego papieru pakowego i kawałek sznurka. Na PKP przepakuję filmy do papieru, a po drodze miłe delikatesy, to i tam pojemnik wypełnię flaszkami. Taki patent na wypadek WSW. O dziwo zadziałało.

Wracając do filmów, przeglądam jaką by tam kalinkę w sobotę obejrzeć, a tu widzę Hair Milosa Formana. Myślę sobie nie, nie przejdzie, ale kusi, jako wtedy prawie hipis, mówię, sardżencie jest taki antywojenny film, ładny kolorowy. On na to, że nie rosyjski, a ja na to, ale reżyser Węgier. Tłumaczę mu, że ów pojechał na zachód, agitować imperialistyczną młodzież amerykańską aby do wojska nie szli i nie jechali do Wietnamu. Po konsultacji u Pana mejdżera politycznego, a mówił tak, młodzież mówicie żołnierzu, hm, imperialistyczna, hm, do wrogiego wojska nie chcą iść, ja no tak. Gacie miałem pełne strachu przed Orzyszem, myślę sobie z pierdla prędko nie wyjdę a on nagle… zgoda.

Łał…

Od tej pory umyślając filozofię inna niż twórca obmyślił, oglądaliśmy filmy amerykańskie europejskie. Gdyby ktoś mądry zajarzył co my tam z kumplami wyrabialiśmy…..

Sielanka się skończyła, bo z jakiegoś powodu do jednostki dotarł rozkaz aby najmniej zgrabnych żołnierzy zwolnić do cywila. Jako że ja zupełnie nic na pagonie nie miałem i moje zdobycze specjalności wojskowych były bliskie zeru, wezwano i mnie. I pytanie, żołnierzu jak szybko możecie cywilne ubranie dostać (te w których przybyliśmy do domu były odsyłane).. ja niepewnie nie wiem, w domu nikogo nie ma… eee, usiłuję zajarzyć co się dzieje, no bo miałem, pochowane pod głośnikami w kolumnach, a on mówi bo widzicie możemy kilku żołnierzy wcześniej zwolnić, ja na to no mam brata, mieszka nieopodal, zadzwonię dowiezie na jutro. A było to po 11 miesiącach. Zgoda, dzwońcie. Zadzwoniłem, wieści przekazałem, faktycznie w owym czasie mieszkał dość blisko na pewnej farmie i.. szkoda mi trochę było, kumple, dziewczęta, a ja jeszcze nie wiedziałem co chcę robić dalej.

A dyskoteki jakie tam urządzaliśmy, dziś największe groun zera by się nie powstydziły, jako że elektronicy, tworzyliśmy stroboskopy, iluminofonie, srebrne kule, a wszystko to dla dziewcząt, które nieopodal….

No trudno, na pierwszy urlop i wolne dni zawsze jeździłem do… mojej jednostki, przeskakiwałem przez płot i z kumplami ten okres spędzałem, przygotowując solidne weekendy, na czas ich przepustek. Raz trafiłem jak alarm bojowy był ogłoszony, trochę stracha miałem ale patrzę na wartownika, a to kumpel i nura przez płot.

Wiem, że to trochę osobiste, z drugiej strony każde słowo jest prawdziwe. Wiem również że różne były jednostki, co nie znaczy że mojej nie było, ślepy los nami kierował, jedni tu inni tam.

Historię swoją dedukuję wszystkim chorążym i sardżentom którzy być może i na tym portalu są gośćmi, komentatorami albo blogerami, tak my was widzieliśmy z drugiej strony.

 p.s.
Pamiętam jak na unitarce był srogi kapral (manto kiedyś dostał), warszawiak, i był taki co to na nie go ciele wołają, taka niemota, choć bystrzak był nieprzeciętny. Kapral ryja darł a on jakby nie słyszał, ze stoickim spokojem siedząc. Zdecydowali, że do psychiatryka, go należy na badania oddać. Może to była ustawka, może nie. Zawieźliśmy go tam, po badaniach powrót z decyzją przygłuchy, zwolnić. Kapral nie dowierzał. Dwa dni później chłopak siedzi już w ubraniu cywilnym, podchodzi kapral i bardzo głośno mówi co ma chłopak dalej robić. Ten patrzy na niego i mówi, co się tak drzesz idioto? Głuchy nie jestem. Oj pokraśniał kapral ze złości, mocno pokraśniał.

Był jeszcze inny chorąży, swój chłop, szczery, zawsze wołał do żołnierzy… a honory to należy oddawać jak Pan Bóg przykazał, szczery chłop, każdy go lubił.

Kiedyś na zajęciach z elektroniki z pewnym kapitanem, nie wiem dlaczego awansował, kumpel jajq sobie z niego zrobił, mówi kapitanie jak kapitan sadzi jak się usunie te układy to coś tam wzrośnie czy zmaleje, myśli kapitan, chłopcy usiłują podpowiedzieć że wzrośnie, kapitan wzrośnie, a kumpel na to trzymając schemat w garści, a producent twierdzi, że zmaleje, pokraśniał kapitan, bo i problem był błahy.