... czyli trwały konflikt na porządku dziennym, jako otwarta i zorganizowana akcja by osiągnąć obcy nam cel.


Co to jest konflikt?

Pojęcie konflikt pochodzi od… nie ma żadnego znaczenia od czego, nie ma znaczenia co oznacza, nie jest istotne kto konflikt formułował, istotne jest, że ciągle się o niego potykamy. Sam konflikt, w rozumieniu „dotyczy… tego czy innego…” nie jest tu istotny.

Nawet jeśli zdefiniujemy konflikt „jako sytuację, w której dochodzi do zetknięcia się sprzecznych interesów, postaw oraz wartości jednostek lub grup funkcjonalnych w obrębie organizacji, których skutkiem są określone ich zachowania”, niczego to nie zmieni.

Ktoś powie, ze jeśli nie zrozumiemy… to, nic bardziej mylnego, nie sposób nie zgodzić się ze zdaniem, że jeśli pojawia się konflikt, każdy zainteresowany to wie.

Nawet powyższe zdanie może wywołać konflikt, jedni będą chcieli go definiować, inni rozwiązywać, jedni powiedzą że bez zdefiniowania nie można konfliktu rozwiązać, inni zwyczajnie będą się starali pominąć sytuacje konfliktowe.


Konflikt między wyborcą PiS a wyborcą PO, czy faktycznie występuje?
Jeśli wyborca PiS chciałby żyć dostatnio, to chyba podobnie chciałby i wyborca PO, każdy z nich zdaje się, ze chciałby by system np. sądowniczy działał sprawnie, łobuza karząc, niewinnego od zarzutów uwalniając. Mogę założyć, że tak pierwszy jak i drugi, chciałby by tak zwane elity, były zacne, kryształowo czyste, każdy chciałby, by jeśli zdarzy się, że któryś z tej elity coś schrzani, to ze stanowiska odejdzie, ustępując miejsca kolejnemu.

Czy istnieje między tymi wyborcami konflikt? A skąd, bo niby w którym momencie?


Konflikt między katolikiem a nie katolikiem, między islamistą, a nie islamistą… inaczej, między wyznawcą czegokolwiek a nie wyznawcą.
Jeśli jeden ma ochotę sobie kilka razy w tygodniu do kościoła zachodzić, jeśli inny w kierunku al-Kaba się zwraca, to ich sprawa, przecież jeden drugiemu nie przeszkadza. Jeśli jeden za podstawę uważa Koran, a inny Pismo Święte, niech tam. Każdy modli się do swego Boga, a nie sądzę że którykolwiek z Bogów przekazał swoim wyznawcom, by nienawidzili tych drugich.

Czy istnieje konflikt między wyznawcami różnych wiar? Czy istnieje konflikt między wyznawcami a ateistą? A skąd, niby dlaczego miałby istnieć?


Konflikt między gejami a heteroseksualnymi.
Skoro gejowie lubią to co lubią, to ich sprawa, skoro hetero zachowują się inaczej, też ich sprawa. Między jednymi a drugimi nie ma konfliktu. Pewnie co któryś z nas zna geja, zna i hetero. Czy bycie gejem lub bycie hetero, to już powód, by konflikt mógł zaistnieć? Raczej nie.
Nie wiem i nie zamierzam jakoś wybitnie szukać, ale Niemcy porachowali nam niedawno odsetek osób identyfikujących się jako LQBT, „W Polsce około 5% osób identyfikuje się jako osoby LGBT”. Niech im będzie. Skoro nie jest nawet połowa, nie większość, tylko mniejszość, to mniejszość może sobie dowolnie w sypialni dokazywać, niestety nie może się domagać niczego więcej, tego może się domagać tylko większość. Jeśli dwóch Panów zamierza mieć dziecko, bardzo proszę, śmiało do sypialni, tam sobie usiłujcie… mieć. Jest tu jakiś konflikt? Chyba tylko taki, że się nie da, ale to już sprawa między nimi.
Konfliktu nie będzie, jeśli ci pierwsi, nie nabiorą ochoty, by dzieci tych drugich (czyli większości) indoktrynować.


Konflikt np. tu na Neonie, czy istnieje?
Są katolicy, być może są wyznawcy innych religii, zapewne są i ateiści, są pewnie geje, są i hetero. Jaki mógłby zaistnieć powód konfliktu miedzy nimi. Każdy chce godnie żyć, każdy chce np. pracować, swobodnie się wypowiadać. Przecież może to czynić, może o wszystkim i do wszystkich się zwrócić. Byleby zwracał się właściwie. Co znaczy właściwie? To chyba każdy winien wiedzieć.

----------
Skoro nie widzę by między ludźmi istniały powody do konfliktów, a mimo wszystko te się zdarzają, to skąd się biorą? Tu niech każdy poszuka powodów u siebie, niech zastanowi się nad własnym charakterem. Mam sąsiada, jest za PiS-em, drugi jest za PO, inny głosował na Konfederację, znam geja żyjącego w parze z drugim, między nami nie istnieją tak powodym jak i same konflikty.

Czy czasem nie jest tak, że chcemy swoje innym narzucić? A co by było, gdybyśmy tego czynić nie chcieli?

A może to my, te nasze charaktery są podatne, może jest ktoś, kto z tej podatności korzysta, może mu zależy na tym, byśmy nigdy nie mogli się porozumieć? Może ma własne cele, cele, których nigdy by nie był w stanie osiągnąć, gdybyśmy sami na to nie pozwalali?

Dla przykładu ja. Mam w nosie np. watykańskie przesłania, powodów jest wiele, nie mam jednak w nosie, że ktoś inny je poważa. Jego wybór, będą go szanował, podobnie jak i mój, moim niech pozostanie i szanowanym również będzie. Mogę się na ten temat wypowiedzieć, podobnie jak i chętnie wysłucham, co adwersarz ma do powiedzenia. Czy to miałby zrodzić konflikt między nami? A niby dlaczego? Mądry człowiek drugiego wysłucha, niemądry, cóż... niemądrym pozostanie.

Biorąc pod uwagę skonfliktowanych wyborców, czy posiadanie racji przybliżyło ich do czegokolwiek, czy jak już nawkładali sobie wzajemnie, coś się zmieniło? Raczej, nawet nie niewiele, zupełnie nic się nie zmieniło (za wyjątkiem samego wybranego). Między wspomnianymi, jak na życzenie, konflikt pozostał. Wspomniani są zajęci między sobą, nie zauważając, faktu że ich wybrańcy, co stanowić mają zasady współżycia, żadnych zasad nie tworzą, są zajęci tym czym są zajęci, międy innymi, w dużej mierze, sianiem zamętu.

Czy jakakolwiek grupa, z czymkolwiek się identyfikująca zaprzeczy, że nie wolno zabijać, że nie należy kraść, ze nie należy robić drugiemu co jej niemiłe? Raczej żadna.
A każda może sobie dopisać kolejne punkty i się doń stosować, z jednym tylko zastrzeżeniem, niech nie każe innym tego robić.

Zdumiewające jest to, że każdy to wie, nawet dziecko, mimo to… mimo tej dziecięcej wiedzy, większość pozwala sobie wmówić, że ewentualnie dopisane punkty od czwartego wzwyż są właśnie tymi, które innym narzucać należy. A przecież ta dziecięca wiedza winna podpowiedzieć, że tak nie jest, że jest ktoś komu od zawsze zależało na tym byśmy tak myśleli, myśląc, byśmy je, czasem krwawo, w czyn obracali, my zamiast tego kogoś pogonić na cztery wiatry, goniąc plecy im garbować, wobec siebie stale wrodzy jesteśmy.


---
szukając dziury w całym@dżon
... nie wiem czy nie mądrzej by było jakbym co z wikipedi przepisał (szumnie powiedziane, przepisał, zwyczajnie bym skopiował i wkleił)...


Chyba pora by się narazić.
Polak, Rosjanin, Ukrainiec, Niemiec, Czech. Czy między nimi istnieją konflikty, czy czasem zaistniałe konflikty nie są sztucznie wywołane? Jakie przełożenie ma to na nas, tych co lubią np. Ukraińców i tych co lubią Rosjan. A może inaczej, bo lubią mało adekwatne jest, może nas jako popierających jednych lub drugich?

Czy któryś Kowalski, Smith, Iwanow czy Novak, sam z siebie ma potrzebę, by żyć w konflikcie z drugim? Czy następuje tu podobny mechanizm, czyli ktoś, komu należałoby skórę przetrzepać, macza tu swe brudne paluchy? Czy gdyby nie maczał, pomiędzy wspomnianymi, istniały by tylko te błahe konflikty?

Biorąc Polaków, czy zwolennik Ukrainy vs. zwolennik Rosji cokolwiek osiągnął, poza wzajemnym opluwaniem się, czy komukolwiek jego życie zmieniło się na lepsze? Czy może tradycyjnie wszyscy z wszystkimi są skłóceni? Abstrahując od cech przynależnych każdemu z narodów, czy te cechy przybrały by tak tragiczny pułap?

Bo może nie, może, tu należy po sobie spojrzeć, może z powodów własnej małości, przyzwolenia na „umiejętne kreowanie nastrojów”, te nasze cechy się w nadmiarze uwidoczniły?

Może zastosowanie ma tu powiedzenie „Mądry (już nawet nie Polak), tylko każdy po szkodzie”, które wyraża charakterystyczną cechę oznaczającą, że osoby nie przewidują negatywnych skutków czegoś, ba nie zapobiegają, a nawet nie uświadamiają sobie tych negatywnych skutków fakcie.

Jeśli konflikt jest to rozbieżność interesów i celów poszczególnych podmiotów,
to może my powinniśmy przestać być jego podmiotami,
wtedy, ci, którym na wzbudzaniu konfliktu zależy, pozostaną sami ze swoim chceniem.
Można by wtedy nań popatrzeć i spytać: co się tak baranie nadymasz?