o zamykaniu ust jednym, przez drugich...
Wolność słowa na blogach polega na możliwości swobodnego wyrażania swoich opinii, myśli i poglądów przez autorów blogów. Jednak mimo tej swobody, istnieją pewne granice i zasady, które regulują to, co można, a czego nie można publikować – zarówno prawne, jak i etyczne.
Co obejmuje wolność słowa na blogach:
- Własne opinie – możesz pisać, co myślisz na temat polityki, kultury, życia codziennego itp.
- Krytykę – wolno ci krytykować działania rządu, firm, produktów czy innych zjawisk publicznych.
- Satyrę i ironię – dopuszczalne są formy artystyczne, nawet jeśli są kontrowersyjne.
- Komentowanie wydarzeń społecznych i politycznych – nawet w ostrym tonie, jeśli nie narusza to prawa.
Gdzie kończy się wolność słowa:
- Mowa nienawiści – nie wolno publikować treści, które nawołują do przemocy, nienawiści czy dyskryminacji.
- Pomówienia i zniesławienia – nie można bezpodstawnie oskarżać lub obrażać innych osób.
- Prywatność innych osób – publikowanie cudzych danych osobowych, zdjęć bez zgody czy prywatnych informacji jest zabronione.
- Prawa autorskie – nie możesz kopiować cudzych tekstów, zdjęć, filmów bez pozwolenia lub odpowiedniego oznaczenia źródła.
Wolność słowa nie jest równoznaczne z "mogę pisać, co chcę, bez konsekwencji". To raczej prawo do wyrażania siebie, ale w ramach odpowiedzialności za słowa. Na blogach, zwłaszcza publicznych, wszystko co napiszesz, może być komentowane, oceniane – a w skrajnych przypadkach nawet podlegać odpowiedzialności prawnej.
Co do zasady każdy może się wypowiadać.
To właśnie sedno wolności słowa: prawo do wyrażania własnych myśli i opinii, bez wcześniejszej cenzury czy konieczności uzyskania zgody.
Można się wypowiadać, ale należy się liczyć z tym, że, ktoś może się z tobą nie zgodzić (i też ma do tego prawo), jeśli przekroczysz granice (np. zniesławisz kogoś), możesz ponieść odpowiedzialność, nie cywilną czy karną, o nie niech się starają zamiteresowani. Odpowiedzialność społeczną. Blog jest społecznością ludzi, wówczas, gdy czytelnicy regularnie wracają, komentują, dzielą się swoimi przemyśleniami, autor wchodzi w interakcję – odpowiada na komentarze, zadaje pytania, angażuje się w dyskusję, powstaje wspólne poczucie tematu i wartości – np. blog o minimalizmie, zdrowiu, polityce, podróżach, itp., wokół którego gromadzą się osoby o podobnych zainteresowaniach.
Wtedy blog to coś więcej niż tylko teksty – to społeczność ludzi, którzy wymieniają się wiedzą, opiniami i emocjami.
W teorii każdy głos jest równy. W praktyce – niektórzy mają większy zasięg, wpływ czy autorytet. Ale blogi to świetna forma, by zbudować własne miejsce i dotrzeć do ludzi, niezależnie od tego, kim jesteś.
Jeśli ktoś lub grupa osób celowo próbuje zdyskredytować jakiegoś autora, to może przybrać kilka form – i nie zawsze jest to po prostu "krytyka". Czasem to już zwykły hejt.
Czy to krytyka, czy atak?
Krytyka – może być ostra, ale odnosi się do treści, argumentów, poglądów (np. „Nie zgadzam się, bo…”).
Atak personalny / dyskredytacja – uderza w osobę, a nie w treść (np. „Ten autor to idiota”, „Nie warto go czytać”).
Jeśli ktoś celowo rozpowszechnia nieprawdziwe informacje, stosuje mowę nienawiści, wyśmiewanie, wykluczanie, organizuje „nagonki” (np. zrzuty ekranów, grupowe raportowanie, masowe hejty w komentarzach), to mówimy o działaniach, które są szkodliwe, nieetyczne, mówimy wówczas, że szkodzi portalowi. Często wynika to z próby narzucenia narracji. Narzucenie narracji to już wyższy poziom wpływu, tu nie zawsze chodzi tylko o „hejt”, ale o kontrolę, o próbę przedefiniowanie rzeczywistości, podważania wiarygodność innych (często subtelnie, np. przez powtarzanie insynuacji), działa jak socjotechnika – ktoś nie musi mieć racji, wystarczy, że głośniej i częściej mówi swoje.
Załóżmy, że autor porusza kontrowersyjny temat – np. polityczny. Grupa przeciwników nie tylko go krytykuje, ale też, zarzuca mu złe intencje („on to robi dla kasy”), rozpowszechnia zniekształcone wersje wypowiedzi (np. cytaty wyrwane z kontekstu), wyśmiewa lub ośmiesza go publicznie, żeby podważyć autorytet, tworzy „alternatywną narrację”, która ma przyćmić prawdziwe stanowisko. Celem jest często złamanie psychiczne, przejęcie dyskusji, zniechęcenie innych, lub po prostu dominacja ideologiczna.
Co można zrobić?
Nazwać rzeczy po imieniu – „To nie jest dyskusja, tylko próba narzucenia narracji”. Zachować spójność – jasno trzymać się swoich przekonań i reagować z klasą, zyskać świadomych odbiorców, budować prawidłową narrację – wykazać argumenty, spokojnie, uczciwie.
Co czyni @dżon... nikomu nie zamykając ust,
sobie nie pozwoli ich zamknąć, prawda nie boi się głosu, milczenie to niema zgoda, nie jestem po to, żeby się podobać, myślenie nie jest przestępstwem.
Negatywnych adwersarzy co najwyżej mogę wezwać, tacy jesteście mądrzy... piszcie, wykażcie się, by nie okazało się, że...
... ktoś, kto sam nic nie robi, ale stale krytykuje innych w sposób złośliwy, działa z pozycji frustracji, zazdrości albo po prostu nudy, nie buduje, a burzy – co jest łatwe, bo stworzyć coś trudnego wymaga wysiłku, a „dowalić komuś” – odrobiny czasu i złośliwości.
Kim wtedy jest? Czasem trollem, czasem „kanapowym sędzią” – czyli osobą, która z boku wszystko wie najlepiej, jednak nie podejmie trudu działania (pisania).
Zastanawiające jest to, że jak dyskutowaliśmy w pierszej audycji studia NEon24, właśnie na temat kondycji blogowania, nie pojawił się nikt.
Może nie miał zdania, może nie potrafił go wyrazić, a może obawiał się kondycji własnych argumentów.
---
ale starajcie się, nie przeszkadzam, choć czasem o tym wspomnę@dżon
ZGŁOŚ NADUŻYCIE